T_KAROLIN_HOME_LABELT_KAROLIN_HOME_LABELEN
Publikacje

Pani na Karolinie

Nic poza „Mazowszem nie mam – tak mówiła Mira Zimińska-Sygietyńska prawie ćwierć wieku temu, podczas obchodów 40-lecia istnienia Zespołu, któremu poświęciła całe swoje życie. I do końca w tej sprawie zdania nie zmieniła. Pozostawiła po sobie Zespół-legendę i zadanie dla tych, którzy przyjdą po niej.
Czarno-biały portret Miry Zimińskiej-Sygietyńskiej, uśmiechnięta, ubrana w ciemny kostium,  ma założone duże kolczyki oraz naszyjnik, biżuteria jest z motywem kwiatów
Gdyby przed wojną ktoś powiedział Mirze Zimińskiej, że jej całe życie będzie wypełnione ludowymi pieśniami, tańcami regionalnymi, folklorem i doglądaniem gromady śpiewających i tańczących ludzi, zapewne potraktowałaby go jako niespełna rozumu. Scena? Oczywiście! Ale to ona miała na niej grać, a nie gryźć nerwowo palce z przerażenia i tremy, stojąc w kuluarach lub opierając się o orkiestron.

Każdy kto znał Mirę wiedział, że była stworzona, by stać na scenie. Wychowywała się w teatrze. Jej mama była bileterką, tata dekoratorem, a mała Marianka spędzała długie godziny na podglądaniu aktorów na próbach. W krótkim czasie znała na pamięć wszystkie role w każdym przedstawieniu, które wchodziło na afisz płockiego teatru. Nic dziwnego, że sama została aktorką. Wybór ten był dla niej tak naturalny, jak to, że w jednej chwili zrezygnowała ze splendorów, zaszczytów, wielkiego życia warszawskiej bohemy, ze wszystkiego, aby poświęcić się wielkiej pasji swojego męża, którego kochała nad życie.  Gdyby nie on, być może nie zakończyłaby swojej błyskotliwej aktorskiej kariery na Żołnierzu Królowej Madagaskaru. Pewnie zagrałaby jeszcze Ofelię, albo Lady Makbet. Może to ją w głównych rolach obsadzaliby najlepsi reżyserzy. Może byłaby gwiazdą polskiego kina lat siedemdziesiątych czy osiemdziesiątych. Ale chyba na szczęście: dla polskiej kultury, dla folkloru i dla zespołu, to Karolin stał się jej domem, a „Mazowsze” życiem.
Czarno białe zdjęcie w scenerii teatralnej, po lewej Stefan Jaracz, po prawej Mira.Czarno białe zdjęcie, po lewej fortepian przy którym gra mężczyzna na fortepianie stoi choinka i kwiaty, po prawej Mira z dwoma mężczyznami, uśmiechnięci odgrywają role teatralne.Czarno białe zdjęcie, Mira siedzi przy stoliku, podpiera głowę na prawej ręce, zamyślona, ubrana w suknię, w tle scenografia teatralna.
1 /
Piękna i delikatna, drobna kobieta, swoją powierzchownością nie zdradzała, że w rzeczywistości drzemie w niej tytan pracy, nieugięty negocjator, skrupulatny organizator i tyraniczny wręcz szef. Trudno było wyjątkowości Miry nie zauważyć. Widzieli to jej przyjaciele: Jerzy Stępowski, Julian Tuwim, Leon Schiller, Marian Hemar czy Witkacy. Wiedzieli o tym wszyscy, którzy widzieli jak śmiga po warszawskich ulicach swoim samochodem.

Wiedzieli to też w końcu i ci, którzy wraz z nią i Tadeuszem Sygietyńskim rozpoczynali pracę w „Mazowszu”, a potem też ci, którzy patrzyli jak z niewiarygodną konsekwencją walczy o każdy koncert, każdy kontrakt i każde pieniądze dla zespołu. Robiła to wszystko nie tylko z poczucia odpowiedzialności za ludzi „Mazowsza”, ale z wielkiej miłości do tego zespołu, bo jak mówiła: trzeba w życiu robić to, co się kocha, inaczej życie traci sens.
Tekst:
Katarzyna Pasieczna - rzecznik prasowy zespołu "Mazowsze"
Czarno białe zdjęcie, po lewej dwie dziewczyny w stroju ludowym, w środku stoi Marian Hemarem obok niego Mira Zimińska, po prawej kobieta w stroju ludowym, uśmiechnięci pozują do zdjęcia.Czarno białe zdjęcie, Mira Zimińska w otoczeniu swoich uczennic z Zespołu, kobiety ubrane w stroje ludowe, Mira w sukience, płaszczu i berecie na głowie, siedzą na trawie w parku.Komisja wybiera nowych członków Zespołu, czarno-białe zdjęcie, przy stole od lewej siedzi mężczyzna obok niego Mira Zimińska-Sygietyńska, dalej dwóch mężczyzn.
1 /