Wielkanocne zwyczaje w Puszczy Zielonej
Palmy na Niedzielę Palmową wykonywano samodzielnie. Wcześniej wkładano do wody gałązki wierzby, malin lub czarnej porzeczki, by puściły listki. Większe palmy wito na drewnianych sosnowych prętach z obciętymi gałęziami i rozdwojonym czubkiem, oplatając je borówkami, warkocznikiem, bukszpanem, cisem, jałowcem i innymi roślinami, przybierając kwiatami z kolorowej bibuły i długimi kolorowymi wstążkami. Najwyższe palmy mierzyły 3–4 metry. Wysokość miała zapewnić dzieciom w rodzinie długie życie i wysoki wzrost. Ścigano się więc, kto będzie mieć wyższą palmę. Przechowywano je w domach. Broniły przed piorunami, a bazi z palmy używano jako lek na ból gardła. W razie chorób mieszkanie okadzano dymem z palmy. Palmą uderzano bydło, gdy po raz pierwszy wychodziło na pastwisko.
Na początku Wielkiego Tygodnia albo jeszcze przed Niedzielą Palmową wystawiano bujacki lub woziawki, czyli huśtawki. Robiono je samodzielnie, a huśtano się nawet na kilka metrów. Zdarzały się i wypadki, więc w pewnym momencie zakazano robienia tak wysokich konstrukcji. Robiono porządki, bielono ściany w izbach, wykonywano nowe dekoracje (wycinanki, kwiaty z bibuły na ołtarzyk w świętym kącie, kokardy z bibuły na ramy obrazów, firanki wycinane z białego papieru). Izby dekorowano zielenią. Mężczyźni sprzątali podwórza, zajmowali się zwierzętami i pszczołami w przydomowych pasiekach.
W Wielki Czwartek, Piątek i Sobotę trwały ostatnie przygotowania do świąt. Czas spędzano na nabożeństwach w kościele. Jak pisał etnograf Adam Chętnik, W te „Wielkie Dni” (…) nie wolno było zabijać żywizny, używać młota, siekiery, żaren ani czynić żadnego hałasu z szacunku do Męki Pańskiej. W Wielki Piątek nie podejmowano prac polowych. Jeśli akurat tego dnia przypadał pogrzeb, przekładano go na Wielką Sobotę. Nie siano, bo wierzono, że zasiane w Wielki Piątek nie wzrośnie. Deszcz tego dnia zapowiadał dobre plony. W Wielką Sobotę święcono ogień i wodę. W ognisku palono palmy z poprzedniego roku oraz ramy świętych obrazów i rzeźby. Z paleniska zabierano jeden węgielek, by odpalić od niego ogień w domowym palenisku. Miało to przynieść domowi szczęście.
Współcześnie tradycją jest warta przy Grobie Pańskim pełniona przez strażaków. Dawniej w niektórych parafiach wartę pełnili „turki" – strażacy w samodzielnie wykonanych przebraniach (wojskowe czapki lub kaski, tekturowe zbroje, tekturowe albo drewniane halabardy, miecze oraz białe szerokie pasy skrzyżowane na piersiach i plecach). Straż pełnili od Wielkiego Piątku po południu do Rezurekcji, uczestniczyli w procesji.
Podczas rezurekcji strzelano z broni albo w inny sposób podnoszono hałas, który miał nawiązywać do głazów przesuwanych przy grobie Jezusa podczas zmartwychwstania. Odgłosy miały budzić świat do życia. Po Rezurekcji zaś starano się wrócić do domów jak najszybciej, by zapewnić lepszy i szybszy wzrost lnu lub pszenicy. Po powrocie spożywano wielkanocne śniadanie i dzielono się jajkiem. Skorupki zakopywano w obejściu. Miały stanowić ochronę przed gradem i innymi klęskami żywiołowymi oraz zapewnić lepsze plony. Obsypanie chałupy potłuczonymi skorupkami chroniło ją od robactwa. Gospodarz kropił wodą święconą wszystkie zabudowania domowe i gospodarskie. Niektórzy pukali w ule i mówili pszczołom, że Chrystus już zmartwychwstał.
Wielkanoc spędzano w domach, wychodzono dopiero w oblej, czyli drugiego dnia świąt. Pierwotnie chodziło o sprowadzenie deszczu na obsiane pola, z czasem zaczęto wierzyć, że oblanie wodą, szczególnie dziewcząt, ma przynieść szczęście. Dziewczyna, która nie została oblana, miała pozostać panną. Oblana panna dawała chłopakowi prezent – kilka pisanek. W niektórych wsiach w poniedziałek mężczyźni oblewali kobiety, a we wtorek kobiety mężczyzn. Uważano, że kogo w Wielkanoc zlano wodą, ten w ciągu roku pcheł nie miał. Poza tym młodzież chodziła po domach z rózgami brzozowymi, którymi siekła domowników. Za to dostawała wykup – parę lub kilka jajek. Dawniej przed świętami, ostatniego dnia, dzieci przynosiły nauczycielowi jajka jako formę zapłaty za pracę. W niektórych wsiach nauczyciele wybierali zdolniejsze dzieci, by chodziły “po wykupie z oracją”. Śpiewały wówczas pieśni, mówiły wiersze i czekały, aż gospodyni włoży im do kosza jajka. Były przekazywane nauczycielowi. Wykup składano też księdzu, gdy święcił święconkę, oraz strażakom po oblaniu domów w drugi dzień świąt. Kiedy strażacy zebrali wykup od całej wsi, robili przyjęcie w remizie strażackiej. Zebrane pieniądze przeznaczali na napoje, a z jajek smażyli jajecznicę. Po ok. 2 godzinach uciechy przygotowywali salę na zabawę taneczną. Ta rozpoczynała okres powielkanocnej radości.